krokomierz

poniedziałek, 12 lipca 2010

uffff.....

jak gorąco...
upał sprawia, że nawet nie mam ochoty napisać kilku słów tutaj.
zresztą waga w dalszym ciągu stoi, na szczęście nie rusza również w górę, ale nie mogę osiągnąć swjeg celu.
Na ddatek cała spuchłam, organizm zatrzymuje wodę. Mam co prawda środki, które mogą mnie odwodnić, ale wiąże się z tym zwiększenie częstotliwości oddawania moczu, a to mi się wcale nie uśmiecha. Miałam nadzieję, że po sieedmiogodzinnym górskim spacerze moja waga spadnie choć odrbinę, niestety nic nie pomogło. Cieszę się, bo okazało się, że moja forma nie jest taka najgorsza. Dzieci prowadzily mnie poza szlakiem, zboczami, na które sama dobrowolnie bym nie weszła a ja... dałam radę :D sama radość :D
Czułam wspaniałe zmęczenie, ale dobre trzy dni miałam zakwasy. Na basen chodzę dzielnie 3, 4 razy w tygodniu. Policzyłam, że każdorazowo przepływam 750 m - stwierdziłam, że to całkiem niezły wynik, ale zaczyna mnie korcić 1 km... hm... to tylko 10 długości basenu więcej. Zamiast 30 - 40. To przecież tylko 20 długości w jedną i 20 długości w drugą stronę :D Może kiedyś do tego dojrzeję. Faktem jest, że odczułam moje 4-ro - 5-cio kilometrwe spacerki i moje pływanie. Kondycyjnie czuję się całkiem przyzwicie, co sprawdziłam w górach. Gdybyśmy jeszcze szli szlakiem, a nie dzikimi ścieżkami zakwasy byłyby mniejsze  :D Jestem szczęśliwa, że moja forma się poprawiła. Żeby tylko jeszcze waga zaczęła spadać...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz