Wstałam jeszcze lekko zakatarzona, ale jest duuuża poprawa. Mogę już prawie normalnie oddychać. Zasypane wszystko dookoła, jest pięknie, tylko jak ja dojdę do autobusu? Wiem, wiem… ja i tak nie mam na co narzekać. Są miejsca całkiem odcięte od świata. Dobrze chociaż, że za oknem jest tylko minus dwa stopnie, a nie minus 20. Mam jeszcze 15 minut do wyjścia. Łamię się. Iść, nie iść, iść, nie iść.. Idę.. Jak nie wychylę nosa z domu, to równie dobrze mogę przed sobą postawić michę z jedzeniem i w ogóle się nie ruszyć z domu. Zażyłam już swoją porcję lekarstw porannych. Oczywiście nie zapomniałam o błonniku, chromie i C.L.A. z zieloną herbatą – w ramach programu „zgrabna od nowa”. Póki co na razie efektów widocznych na razie nie widzę. Chociaż.. przepraszam. Jeden efekt jest: Nie mam problemów z codziennym pobytem w łazience. To najprawdopodobniej efekt błonnika. Owszem staram się jeść zdrowo, niemniej jednak do tej pory zawsze miałam z tym problemy. O tyle mnie to martwiło, że moja mama miała nowotwór jelita grubego, w związku z czym ja jestem w grupie wysokiego ryzyka. Moja tusza, oraz brak pracy jelit może się również przyczynić do zmian chorobowych. Jak przeczytałam na ulotce Pharma Nord Bio-Błonnik to: „skoncentrowana tabletka zawierająca 80% błonnika w najlepiej przyswajalnej postaci. Błonnik pełni istotną rolę w procesie trawienia – pęcznieje w żołądku, co powoduje uczucie sytości. Reguluje perystaltykę jelit i pracę układu pokarmowego. Pełni istotną rolę w procesie odchudzania. Preparat Bio-Błonnik zawiera cztery rodzaje błonnika (celulozę, hemicelulozę, ligninę i pektyny) we właściwych proporcjach. Kiedy przyjmować Bio-Błonnik ? W celu uzupełnienia diety ubogiej w błonnik. Stosowanie: przyjmować 4 razy dziennie 1-3 tabletki na 30 minut przed posiłkami, popijając obficie wodą”. Powyższe zacytowałam z ulotki serii Bio. Niejeden raz słyszałam, że powinno się uzupełniać swoje posiłki suplementami diety, ale puszczałam to tak mimo uszu. Dzieciakom dawałam kapsułki z tranem, bo moja mama dawała, witaminę D3, bo lekarz kazał, ale zawsze podchodziłam z dużą dozą nieufnością. Nawet jakieś przeziębienia leczę zazwyczaj domowymi sposobami, typu czosnek, miód, bańki, sok z cebuli, nacieranie spirytusem. Bardzo rzadko się zdarzało, żebym szła do lekarza po lekarstwa, a antybiotyki, to już w ogóle był mój wróg. Owszem, jak jeden z synów był mały (w wieku 2, 3 lat), łapał co dwa – trzy miesiące oskrzela i tak było przez ponad rok. Postawiłam mu kilka razy bańki i odpukać… wyszedł już z tego, a to już chłop jak dąb… 18 lat… Teraz z perspektywy lat myślę, że mogło to być jakieś uczulenie, jakaś alergia. Do tej pory często chodzi zasmarkany, ale w sposób, który nie utrudnia mu życia. Nieraz zastanawiam się skąd mu się to bierze, ale nie jest to w żaden sposób regularny objaw. Wracając do tabletek. Póki organizm jest młody, póty dużo łatwiej radzi sobie ze sobą. Jest odporniejszy, łatwiej spala, nie potrzebuje żadnych zachęt z zewnątrz. Niestety człowiek się starzeje. Sam organizm nie daje sobie rady z trawieniem, przyswajaniem odpowiednich dawek witamin, minerałów. Dlatego też potrzebuje wsparcia. Po wielu latach wreszcie do tego dojrzałam. A swoje przeziębienia zaczęłam leczyć antygrypinkami, a nie tylko domowymi sposobami. To właśnie jest jeden z powodów, dla których chciałam zostać ambasadorką programu „Zgrabna OdNowa”. To co podoba mi się w tym programie, to fakt, że nie obiecują gruszek na wierzbie. Nie wmawiają, że istnieją jakieś cudowne tabletki. Mówią jak jest. Są suplementy, które mogą pomóc w walce, pomóc, a nie zastąpić. Bez diety, bez wysiłku fizycznego nic się nie osiągnie. To najprawdziwsza prawda… Dla mnie problem nie jest wysiłek fizyczny. Codziennie jeżdżę na rowerze po godzinie i chodzę na basen (pływam na torze przynajmniej 40 minut), poza tym od czasu do czasu poćwiczę aerobic, czy pójdę na bardzo długi spacer (niestety za rzadko – mam nadzieję, ż wreszcie przyjdą dłuższe dni). Waga na razie nie spada, ale trzyma się dość stabilnie. Mam nadzieję, że w końcu przyjdzie długo oczekiwany efekt i pomału zacznie spadać. Problemem i to olbrzymim, większym jak moja waga jest dla mnie dieta. A właściwie nawet nei dieta, a prawidłowe odżywianie. Wiem, że powinnam jeść regularne posiłki. Wiem, że nie powinnam jeść po godzinie 18. Wiem, że nie powinnam pić pepsi (inne napoje gazowane mogą dla mnie nie istnieć, pepsi jest moim nałogiem), wiem, że nie powinnam jeść słodyczy (a przynajmniej nie takich sklepowych wysokokalorycznych, co najwyżej jakieś przygotowane w domu), ba… żeby tylko nie jeść… ilości słodyczy, które potrafiłam zjeść (przepraszam, potrafię) w czasie moich napadowych obżarstw można liczyć na … kilogramy… Mam cukrzycę, zażywam lekarstwa na cukrzycę, na szczęście nie insulinozależną, ale drugiego typu. Staram się trzymać cukier w ryzach.. A jednak jeszcze mam napady „słodkiego” głodu. Nie tak intensywne jak jeszcze dwa miesiące temu. Zaspakajam ten głód też dużo mniejszą ilością słodkiego, ale jednak mam jeszcze takie okresy. Znów muszę zacząć pisać co jem i co piję. Dopóki pisałam, dopóty się kontrolowałam, przestałam i znów moje jedzenie jest poza kontrolą. Pora zacząć z powrotem. Śniadanie bardzo grzecznie. Miseczka płatków kukurydzianych z mlekiem. Bez żadnych dodatków. A teraz muszę gdzieś wyjść, bo zaraz wrzucę na ruszt trzy, cztery kromki chleba… No właśnie. Jak jestem w domu, jem. Poza domem nie mam takiej potrzeby. Skąd się to bierze????
Pojechałam tylko do rodziców. Oczywiście dobrą wolę w sprawie zdrowego odżywiania diabli wzięli.. No może nie do końca, ale jednak. Zjadłam schabowego z surówką z kapusty kiszonej i z buraczkami (uwielbiam surówki, gdyby miał mi je kto robić jadłabym je na okrągło, sama niestety jestem zbyt leniwa i zbyt mało pomysłowa na to, żeby je wymyślać i robić). Do kawy niestety zjadłam kawałek rolady z jabłkami i miodownik. Stwierdziłam, że to chyba najmniej kaloryczne ciasto. Po powrocie do domu zjadłam jeszcze dwie małe pomadki od mojej mamy. Dzieciakom zrobiłam cheeseburgery, na szczęście drobiowe, a ja mięsa drobiowego nie lubię, wiec nie było problemów z odmówieniem sobie takiego dania. Zjadłam natomiast trzy bułki wieloziarniste z odrobiną masła i z serem żółtym. Popiłam mlekiem i gorzką herbatą. Już jest późno, więc postaram się lodówkę, ba.. kuchnię omijać z daleka. Z bardzo daleka. Zaraz idę na rowerek, pochodzić troszkę dziś pochodziłam. Specjalnie nawet schodziłam z IX piętra zamiast jechać windą. Kolana odmawiają mi troszkę posłuszeństwa, mam nadzieje, że to się w końcu zmieni. Jutro jadę na pogrzeb. Smutna uroczystość…
Koniec dnia. Jak zwykle jestem padnięta. Tak więc o tej porze już tylko podsumowanie dnia:
Rowerek: 24 km
Krokomierz : 7672
Katar : trwa

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz