krokomierz

piątek, 12 lutego 2010

dzień dwudziesty pierwszy

Dziś już jest dużo lepiej, chociaż jeszcze nie idealnie. Wstałam, brzuszków dziś jeszcze nie będzie, przynajmniej nie teraz, jestem za bardzo osłabiona. Na śniadanie dwa jabłuszka. Do Waszych pamiętników zajrzę później, teraz muszę narobić to, co zaniedbałam wczoraj. Jeszcze zaraz po wstaniu poużerałam się troszkę z moją tegoroczną maturzystką. Wydawałoby się, że mądra dziewczyna, że zrozumiałam wreszcie, że wykształcenie pozwoli jej na łatwiejsze odnalezienie swojej drogi w życiu, że dzięki swojej szkole będzie mogła znaleźć ciekawą i dobrze płatną pracę. A tu ? ferie się zaczęły, ona jeszcze nic nie zrobiła. Tyle, że znalazłam jej w domu książki, które ma przeczytać do napisania matury z polskiego. Miałam nadzieję, że jak już jest dorosła, to powinna sama sobie zdawać sprawę z upływu czasu. Czytałam tu gdzieś fragmenty pamiętnika maturzystki, zupełnie inne podejście. Moja panienka wychodzi z założenia, jak się zda, to się zda, a jak się nie zda, to po co jej matura.:( Jak przekonać dorosłą już bądź co bądź kobietę, że szkoda marnować czas przy pasjansie w komputerze?:(


Do śniadania kubeczek wody mineralnej w witaminą C. Kolano już prawie nie boli, możliwe, że po prostu źle spałam, odkręciłam go jakoś, czy położyłam w nienaturalnej pozycji i dlatego mnie bolało. Przynajmniej taką mam nadzieję. Chodzić, chodzę już prawie normalnie. To co mnie martwi, to to, że znów mi popuchły nogi. Obawiam się, że jutrzejsze ważenie może pokazać zamiast spadku, wzrost wagi. Z tym, że raczej nie będzie tak dużo jak na początku. Wszystko możliwe, że organizm reaguje zatrzymaniem wody przed @. Tyle tylko, że ja ich już nie mam, a przynajmniej nie mam krwawień? Lekarze podczas operacji usunęli to i owo, natomiast hormony szaleją i to bardziej niż przed operacją. Nic to, furda to, dam radę. Zmiana trybu życia, to nie jest krótkotrwały i łatwy proces. Nawet jeśli jutro będzie więcej na wadze, a znam przecież swoje ciało, więc tego się spodziewam, to i następne ważenie pokaże niższą wagę. Ba? będzie to na dodatek ciężko wypracowany spadek wagiJ Będzie dobrze, padłam, powstanę.:)

Na drugie śniadanie kubeczek musli. Jak się rozchodzę, to kolano przestaje boleć, ale jak tylko chwilę posiedzę i potem wstaje, daje os sobie znać. Oj , starość nie radosć:D

Na obiad dziś u mnie fasolka po bretońsku, ale ja sobie zjem fasolkę zanim dołożę kiełbasę i boczek. Przyprawiłam tylko i gotuję. Już się nie mogę doczekać. Lubię jaśka. Generalnie staram się w tej mojej zmianie odżywiania ograniczyć kaloryczność spożywanych przeze mnie potraw i to chyba mi się udaje. ponieważ mojej rodzince gotuję to samo, więc tak naprawdę ta zmiana jest korzystna dla nas wszystkich.

Brak słońca zaczyna być dla mnie problem. Od jakiegoś czasu odczuwam wszelkie zmiany pogodowe, stałam się meteopatką. A może byłam nią od zawsze? tylko człowiek nie zdawał sobie z tego sprawy? Dziś już troszkę popracowałam. Ale pracuję na bardzo niskich obrotach. Zastanawiam się, czy nie mogłabym sobie zrobić dnia przerwy, może jutro?;)

Musiałam zrobić sobie kawy. Zasypiałam przy biurku, a mam mnóstwo do zrobienia, wczoraj sobie całkiem odpuściłam.

Kolejny posiłek : pół kubka musli, serek homogenizowany truskawkowy.

Muszę w końcu się zmobilizować i zacząć więcej chodzić, ćwiczyć, chociaż dzisiejszy bilans chodzenie prezentuje się przyzwoicie. Nie palę się o jutrzejszego ważenia. Mam tylko nadzieję, że nie przekroczę 130.

Moje życie toczy się od posiłku do posiłku. Zrobiłam sobie sałatkę z kapusty pekińskiej, marchewki, szczypiorku, ogórka świeżego, pomidora i papryki. Przez to zimno i brak słońca totalnie nic mi się nie chce. Zmuszam się do pracy, ale idzie mi to strasznie powoli. Zapewne jeszcze wczorajsze nie mam pojęcia co to w ogóle było, jakieś osłabienie organizmu, czy kto wie co? działa na mnie destrukcyjnie. Dam radę. Oczywiście, że dam radę. Teraz zmienię styl odżywiania, a jak dni będą dłuższe i bardziej słoneczne, to zmienię tryb życiaJ I dopiero wtedy będę chudnąć. Hihihihii będę jak patyczek, hahaha, sama z siebie się śmieję,w życiu nie byłam jak patyczek:D Spróbuję dziś pojeździć troszkę na rowerze, wczoraj byłam tak osłabiona, że nie dałam rady. Dziś jest dużo, dużo lepiej.

Dałam radę J Jeździłam godzinę na rowerzeJ Zrobiłam: 24 km, spaliłam 547 kaloriiJ Całkiem przyzwoicie, ale jestem padnięta, wrzucę tylko jeszcze na blog ten wpis i zmykam do łóżeczka spać. No i oczywiście nie oprę się też poczytaniu Waszych J

Bilans dnia:

rowerek: 24 km ; 547 kalorii

krokomierz: 8470 300 kalorii (kiedy zdążyłam to zrobić??)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz