Wstałam świeża jak skowronek, przygotowałam sobie miseczkę z płatkami kukurydzianymi z mlekiem na śniadanie, szybko zjem, zażyję lekarstwa i do pracy. Przez problem ze sprzętem mam troszkę do nadrobienia. Nic to. Dam rade. Poradzę sobie.
Ech.. pod względem dietetycznym to był najgorszy dzień ze wszystkich do tej pory. Była masa pepsi, mnóstwo słodkiego, wszystko totalnie poza kontrolą. To tak, jakby jadł i pił ktoś inny. Nie ja.. ktoś obcy w moim ciele, kto musiał nbadrobić abstynencję (jestem uzależniona od pepsi i słodyczy). Nie docierało nic poza pragnieniem pepsi i słodkiego. A tak ładnie już było. Niech to licho? mma nadzieję, że przebudziłam się z tego letargu w jaki popadłam i już z powrotem kontroluję swój apetyt i swoje pragnienia. Dziś jeszcze tylko rower, jutro basen. Ale nawet perspektywa basenu mnie nie cieszy. Dałam plamę? Po prostu pękłam. Cała moja praca poszła na marne. A może nie.. padłam, powstanę.. jutro będzie lepiej. Będzie znów dzień bez słodkiego i zero pepsi. Dam radę. Jestem silna. Mam silną wolę. Jutro znów wygram tą walkę z samą sobą. Chyba najtrudniesza walka.. zwyciężyć samą siebie?
Poszłam po rozum do głowy i podniosłam sobie siodełko. Owszem, trudniej mi wejść na rowerek, ale za to zdecydowanie lepiej mi się pedałuje. Nogi prawie mi się prostują, a nie tak jak przedtem były cały czas ugięte. Nie dziwota więc, że wiecznie miałam przykurczone ścięgna i wiecznie mnie bolały kolana. Za niewiedzę się płaci frycowe. Mam nadzieję, że teraz będzie mi się dużo lepiej jeździło. Tak czy inaczej na efekty trzeba będzie poczekać kilka dni. Najpierw musi mi przykurcz minąć. Do tego stopnia bolały mnie kolana, że miałam problem z chodzeniem i z wyprostowaniem nóg. Oczywiście wiązałam to z jazdą na rowerze, ale dopiero dziś wpadło mi do głowy, że przecież można to zmienić. Ech.. ta bezmyślność?
Ciesze się z jutrzejszego basenu. Znów trzeba się będzie zerwać skoro świt, ale co mi tam? Lubię basen. Trzy razy w tygodniu myślę, że będzie to odpowiedni czas. Wtorki, czwartki, soboty. Na razie sam mi się tak narzuca. Jeśli się zdarzy, że będę mogła iść częśćiej, to tylko się cieszyć. Może jak dzień będzie dłuższy. Wtedy pomyślę jeszcze o jakimś dniu w tygodniu. Na ten moment cieszę się, że aż tyle. Zmykam na rower. Muszę dokręcić jeszcze pół godziny. Naprawdę podziwiam babeczki, które robią długie dystanse. Ja może za rok.. A może nie..
Uff? dobiłam do godziny, jest dobrze. Bolą mnie tylko cztery literki, żywcem muszę w końcu sobie to żelowe siodełko kupić. Odciski mam już takie, że głowa (a raczej inna część ciała) boli, że hej.
Podsumowanie dnia:
Rowerek: 24 km
Krokomierz: 5867 kroków

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz